Widzieć innych – rozmowa z ks. Władysławem Palmowskim
Jan Lorek: Jest Ksiądz jednym z duchownych, którzy mogą stanowić dla ludzi autorytet. Czym dla Księdza jest to pojęcie i komu można je przypisać?
ks. Władysław Palmowski: Dziś potrzeba człowieka autorytetu. Wpierw trzeba być człowiekiem a potem idzie autorytet. Trzeba umieć szanować innych, miłować innych, widzieć innych. Potem trzeba mieć wartości. Dopiero jak się jest człowiek z wartościami to można stawać się w pewnym przypadku świadkiem rzeczywistości swojej i być pewnym autorytetem opowiadając się po stronie dobra i miłości. Czy ja jestem autorytetem, to nie wiem.
A kto dla Księdza jest autorytetem?
Dla mnie takim na pewno niepodważalnym autorytetem był Jan Paweł II, u którego kilka razy byłem i rozmawiałem. To jest ktoś, kto w każdym starał się widzieć człowieka, swoją miłością, swoją wartością, swoim świadectwem i stając się świadkiem tej rzeczywistości pokazywał, że takim należy być w życiu…
Proszę opowiedzieć o miejscowości, w której znajduje się Księdza parafia.
To jest „centrum Polski”. To jest miejsce, które w XI w., po wzgórzu Wawelskim było drugim miejscem w Małopolsce. Pod względem wartości, ze względu na to, że to było siedlisko rycerstwa rodu Toporów, późniejszych Tęczyńskich. Kiedy Toporzy opowiedzieli się przy księciu na Wawelu to Wawel zyskał pierwszeństwo. Gdyby nie rycerstwo Toporów to w tym momencie nie Wawel by był centrum administracyjnym. Później to tu się zatrzymywały wszystkie delegacje jadące na Wawel od tej strony Wisły. M.in. Królowa Bona tu czekała na swój ślub, Gabriela Zapolya na swój ślub czekała. Wzgórze Morawickie jest uwiecznione, nie byle gdzie, bo w ołtarzu Wita Stwosza (w Kościele Mariackim – przyp. red.) przy Bożym Narodzeniu: na wzgórku biały zamek, kościół i trzy wierze, to jest właśnie Morawica.
Jak Ksiądz tu trafił?
Po dwudziestu latach pobytu na wycieczce na północy postanowiłem wrócić do diecezji, bo mi się znudziło. Po dwudziestu latach to każde więzienie staje się nudne już.
W wojsku jest się najdłużej dwadzieścia lat.
To prawda. Po 20 latach pobytu na północy Polski zgłosiłem księdzu kardynałowi, że wracam do diecezji, w związku z czym proszę o przydział parafii… Okazało się, że na rocznicę 25-lecia kapłaństwa dostałem wiadomość w czasie rekolekcji, od biskupa Nycza, że jestem odwołany z północy i wracam do diecezji. Tak sobie zażyczył ksiądz kardynał Macharski. Pojechałem jeszcze na północ po rekolekcjach, zakończyłem wszystko co miałem do zakończenia. Parafia była do przekazania. 1 czerwca zadzwonił do mnie ks. bp Nycz powiadamiając mnie, że będę podmieniał proboszcza, który przechodzi na emeryturę, w Morawicy. Przyjechałem i pierwsze pytanie: gdzie jest Morawica, bo nigdy nie byłem, chociaż jeżdżąc autostradą widziałem kościół na wzgórku, ale nigdym nie myślał, że to Morawica. Kiedy zobaczyłem, że to wszystko tonie w pięknej, bujnej zieleni, że nie widać prawie nic ucieszyłem się, że będzie się można gdzieś schować. Zwołałem parafian w niedzielę po południu. Siedliśmy w kawiarni, pod lipą, w centrum podwórka, pijąc kawę, jedząc ciasto, które parafianie przynieśli i tak się zaczęło, „Niby nic, zwyczajne…”. Ruszyliśmy z ludźmi do przodu, od poniedziałku.
Słysząc o działalności Księdza przede wszystkim słyszy się o pomnikach, które tutaj można zobaczyć. Proszę powiedzieć ile ich już jest, co przedstawiają, kogo?
Pani Maria Kwaśnik napisała monografię na podstawie materiałów, które zebraliśmy. Jest to zbiór, spojrzenie na historię. Z biegiem czasu, robiąc remonty zaczynały się pojawiać rzeczy, czy to na cmentarzu, czy obok. Wpierw zrobiliśmy Ogród Polskich Świętych stawiając na środku rzeźbę Totus Tuus, Cały Twój, rzeźbę, na której Matka Boża podtrzymuje Papieża po postrzeleniu Go 13. maja. Obok zaczęliśmy stawiać figury polskich świętych. W tej chwili jest ich dwanaście. W planie ma być 32. Na artyzm artysty to trudno mieć wpływ. Dla niego czas nie istnieje, to jest przestrzeń nieograniczona.
Następnie wyszedł problem budowy szkoły. Nie było gdzie tej szkoły postawić we wsi. Wymieniłem 1,13 ha parafialnej ziemi na wzgórze porośnięte, z poobcinanymi drzewami, zachaszczone wszystko! W pewnym momencie trzeba było ten wzgórek uporządkować. Po uprzątnięciu powstał pomysł, żeby jakoś to miejsce zagospodarować. Z pomocą przyszedł sługa Boży ks. Władysław Bukowiński, który w czasie siedzenia w łagrze na Syberii dla Polaków tam siedzących opowiadał historię w duchu Jagiellonów, czyli pokazywał wielkość ducha mimo klęski. To było dla nas inspiracją do stworzenia ścieżki dydaktycznej, dopisując wydarzenia późniejsze, nawet do dzisiejszych czasów. W pół godziny można historię Polski poznać. Jakby każdy Polak tyle wiedział co jest na tej ścieżce to sądzę, że wstydu by nigdzie nie przyniósł. Ścieżka zaistniała, ale trzeba by coś jeszcze na wzgórzu wymyślić. Był rok jubileuszowy i postanowiliśmy na zakończenie misji postawić tam krzyż. Umieściliśmy tam cytat z Mickiewicza: „Tylko pod krzyżem, tylko pod tym znakiem, Polska jest Polska, a Polak Polakiem”. Przyszła parafianka i powiedziała, że pasowałby kamień z napisem „Katyń” a z drugiej strony „Smoleńsk”. Postawiliśmy te dwa kamienie. Akurat zamykały całą ścieżkę dydaktyczną. Ścieżka prowadzi na wzgórek. Na wzgórku stajesz pod krzyżem, pyta się czyś Polakiem, obracasz się plecami i co widzisz? Z prawej strony Tyniec, Bielany, Miłosierdzie, Lotnisko i Autostradę. Stojąc pod krzyżem możesz wybrać, po przejściu dziejów narodu polskiego, wyjazd czy dziedzictwo kulturowe. Trzeba było to wzgórze jeszcze zamknąć. Ktoś powiedział, że trzeba by postawić jakieś symboliczne popiersia. Zauważyłem, że za twórców niepodległej Polski robi się niektórych ludzi a zapomina się o takim człowieku jak Paderewski. Jest Paderewski. Piłsudski musi być, bo to jest symbol niepodległości. Potem zrobiliśmy popiersie Medweckiego, pilota, który zginął w pierwszych godzinach II Wojny Światowej i jest pochowany na naszym cmentarzu. Potem bez precedensu w dziejach historii świata jest coś takiego jak Państwo Podziemne, o którym się nie mówi, nie pokazuje się, więc Bor-Komorowski. Potem wymyśliliśmy, żeby był ostatni Prezydent na uchodźstwie, Ryszard Kaczorowski i dołożyliśmy Lecha Kaczyńskiego. Obaj zginęli pod Smoleńskiem.
O tych, którzy robią kłopoty chciałem zapytać. Jakie są to problemy? Proszę opowiedzieć jak układają się relacje ze zwierzchnikami, biskupami?
Ja żyję w bardzo serdecznej przyjaźni z wszystkimi biskupami i to, mogę powiedzieć, w całej Polsce, bo rekolekcje ewangelizacyjne, które prowadzę rozkładają się od Przemyśla po Zieloną Górę, Gdańsk, Olsztyn. Tak więc wszędzie jeżdżę i z biskupami żyję w serdecznej przyjaźni. Niektórzy narzekają na biskupów, ja nie mogę, bo zazwyczaj nikt mi nie przeszkadza. Nikogo o nic nie pytam i nikt mi nie przeszkadza. To jest najlepsza metoda. Robię swoje. Mam głosić ewangelię, więc głoszę. Cokolwiek robię mam program. Czasem podrzucę biskupowi, np. kardynałowi, program parafii na najbliższy rok, żeby wiedział co się będzie działo. Może nie pasować niektórym kurialistom coś, ale drukowane mi szkodzi, więc nie lubię pisać do kurii za dużo. Czasem żądają ode mnie jakiegoś sprawozdania. Przypomną mi, że czegoś nie zrobiłem albo nie zdążyłem na czas. Muszę prawdę powiedzieć, że trochę pod tym względem jestem opieszały.
Jak jest z parafianami?
Z radą parafialną, w której mam ponad 30 osób, spotykamy się co dwa miesiące. W ewangelizację w parafii mam zaangażowane ponad 200 osób, z którymi przynajmniej cztery razy w roku się spotykam. Sprawy finansowe są przedstawiane na spotkaniach rady parafialnej. Każdy wie czym dysponujemy i w tym momencie zapada decyzja: robimy, nie robimy. Zawsze jest zasada: robimy na tyle, żeby nie być zadłużonym. Może pojawić się zadłużenie, ale takie, które możemy w ciągu miesiąca spłacić. Idąc na cmentarz czy wokół kościoła, spotykam się z ludźmi i rozmawiamy na wszelkie tematy.
Słyszałem, że ksiądz był zastępcą wójta.
Wszystko jest możliwe na co prawo pozwala. W pierwszej kadencji samorządów był taki moment przez kilka miesięcy. Jako zastępca wójta wspólnie z zarządem i Radą uczyliśmy się być samorządowcami. Wspólnie wytaczaliśmy drogę idącym nowym czasom, nowej rzeczywistości i to było piękne.
Jak ksiądz wspomina ten okres?
Bardzo dobrze. Na plebani w Rozłazinie czasem wieczorem było 100, 150 ludzi. Ci z PGR-u, ci z rolnictwa, ci z PSL-u, ci z komitetów obywatelskich. Było forum, na którym każdy mógł się wypowiadać pod warunkiem, że mówił mądrze i do rzeczy a nie, bo „mi się zdaje”. W pierwszych wolnych wyborach ludzie z komitetów obywatelskich przejęli 100% miejsc w radzie. Potem zaszła konieczność powołania wice wójtów od spraw rolnictwa, został przewodniczący Solidarności Rolników Indywidualnych a do spraw restrukturyzacji gminy powołano mnie. Przez prawie pół roku wspólnie przekształcaliśmy gminę do warunków nowej rzeczywistości. Niestety nie pobierałem pieniędzy. Pieniądze z pensji były z góry przeznaczone na dofinansowanie obiadów w ośrodku pomocy dla dzieci.
Nie myśli ksiądz, że wrócą takie czasy, że duchowni będą politykami?
Zachowaj Boże, żeby księża wchodzili w politykę. Mogą wejść w politykę socjalną, bo potrzeba pomóc, zaradzić biedzie. Tutaj mogą się bawić u siebie w politykę socjalną za pomocą Caritasu. Ja mimo tego, że żyję bardzo blisko ludzi polityki nie bawię się w politykę, bo polityka jest często grą, która nie szanuje człowieka, albo człowiek wchodząc w nią staje się umoczonym jakimś brudem. Jak polityka będzie na zasadzie ewangelii to wtedy będzie można. Upominajmy się o biednych, ubogich, cierpiących, o tych którzy potrzebują, o szkoły, o to, żeby pracownik nie musiał pracować na śmieciówkach, o to co ma wymiar dobra.
Rozmawiamy w okresie świątecznym. Może miał Ksiądz pomysł na szopkę polityczną?
Wcześniej szopek miałem wiele! Za moje szopki byłem ścigany. Trzeba zrozumieć jedną rzecz: jest czas, w którym pewne rzeczy pasowało w pewien sposób pokazać, zwrócić uwagę, ale proszę pamiętać, że nie ma zawsze czasu, żeby jednym systemem iść do przodu. Miałem szopkę tradycyjną: ława, dwa fotele, dwie postacie wycięte z twardego kartonu, oklejone sloganami z gazet, pół litra, koniak, dwa kieliszki, dwie kawy, ciastka suche na stole. Siedzą, oglądają telewizor w centrum. Choinka udekorowana dziesiątkami, dwudziestkami, ostęplowanymi z Wałęsą, powieszone bańki, oświetlenie, tam gdzie zawsze stała szopka w kościele, ale żeby dojść do tej szopki szło się prosto i brało ostry zakręt. Na tej prostej stała Matka Boża, dwumetrowa, ubrana w normalny strój płócienny i w rękach trzymała Pana Jezusa. Ludzie szli koło Niej i próbowali się żegnać przed tymi manekinami i zrobiła się wielka awantura w parafii. Zapytałem: jaka szopka? Jakieś postacie, telewizor. Tam jest dekoracja współczesnego świata. Zapytałem dzieci co widzą, odpowiedziały, że Matkę Bożą, która nam daje Pana Jezusa. Esbecja orzekła, że to najbardziej polityczna szopka na Pomorzu jaka mgła być. Pytali czemu powiesiłem dziesiątki i dwudziestozłotówki w ten sposób. To ładniej wygląda, mówię. Najmniejsza bańka kosztowała 30 zł, to mnie taniej wychodziło a jeszcze po wykorzystaniu mogę iść i wydać w sklepie, po świętach. Ktoś by powiedział, że polityczna. Nie polityczna. Szopka była szopką, tam był dodatek. Trzeba rozdzielać. Często patrzymy na Kościół przez pryzmat polityki. Nie. Polityka jest jedno a Kościół jest drugie. Tego nie wolno mieszać, bo nie wiadomo co z tego powstaje.
Chciałem zapytać o ulubioną książkę, ale przewiduję odpowiedź, więc zapytam o ulubiony fragment Pisma Świętego.
Nie, mój drogi. Ja lubię książki. Pismo Święte to jest Księga codziennego życia, to nie jako książka, tylko Księga. Natomiast z książek lubię w szczególny sposób książki, które są pisane w kontekście nauki społecznej Kościoła i historii, ale takiej branej nie całościowo, ale konkretnej pokazującej ludzi w konkretnym ustawieniu. Mam masę książek, które posiadam ze względu na to, że prowadzę ewangelizację. Nauczanie kościoła, papieża Jana Pawła II czy obecnych papieży – to lubię, bo to jest konkretny człowiek do konkretnego człowieka, z czym można iść. Nie cierpię takich książek, o których niektórzy mówią, że są fajne, bo ładnie piszą, typu „Harry Potter” czy inne romansidło. Tego niestety nie cierpię. Po drugiej stronie usypiam.
A ulubiony fragment?
Ulubiony fragment z Pisma Świętego to jest Św. Paweł, który mówi, że wiele jest członków lecz każde z członków jest ważne i każde ma zadanie w organizmie do wykonania. Ja to przekładam na społeczność: społeczność to jest wiele ludzi, wiele inicjatyw, każdy może się zrealizować. Warunek jest jeden: chcemy trwać w Chrystusie. Wtedy Chrystus nas zjednoczy. Abyśmy byli jedno. To jest najważniejsze. Każdy robi niewiele, by zrobić bardzo dużo, ale nigdy jeden nie robi wszystko, bo wtedy padnie.
Dziękuję za poświęcony czas.
Wywiad przeprowadzono na początku 2015 roku