Postawmy Rozwadowskiemu pomnik w Warszawie
Ten dojmujący brak trzeba już wreszcie nadrobić. Epitafium w postaci płaskorzeźby, znajdujące się od lat na fasadzie kościoła NMP Zwycięskiej na Kamionku, to za mało, jak na stolicę. Obserwowane ostatnio, dziwne i niepokojące „zachwiania historii” wręcz zmuszają do wskazania na osobę generała Tadeusza Jordan Rozwadowskiego (1866–1928) i przywrócenia jej już na trwałe w historycznej świadomości narodu.
Pomnik powinien być konny, na wysokim granitowym cokole, tak duży jak np. pomnik Księcia Józefa; powinien mieć formę realistyczną, staroświecką, w dobrym stylu z połowy XIX wieku, bez dwudziestowiecznych stylizacji, czy deformacji; zatem taki, jakie stawiano w np. cesarskim Wiedniu lub królewskim Budapeszcie. Powinny być dopracowane wszystkie szczegóły umundurowaniaPomnik powinien być konny, na wysokim granitowym cokole i oporządzenia (jeźdźca i konia). Generał, w mundurze polskim, wzór 1919, szablę miałby przy boku, lewą ręką ujmowałby wodze rumaka, zaś złożone dwa palce ręki prawej unosiłby w geście wierności – przysięgi. Na piersi, nad lewą kieszenią munduru jego postać udekorowana byłaby trzema wysokimi odznaczeniami. Jedno – a zachowanie realiów chronologicznych i historycznych nas obowiązuje – to austriacki Krzyż Marii Teresy, jakim Rozwadowskiego osobiście odznaczył błogosławiony cesarz Karol I; dwa pozostałe – wiadomo – Virtuti Militari i Krzyż Walecznych.
Na cokole, na tyle wysoko, aby ich nie dosięgły ręce coraz liczniejszych i coraz bardziej bezkarnych w naszym mieście wandali, powinny być umieszczone, ujęte w festony i wieńce: herb dawnej Galicji, herb Lwowa, herb Warszawy, herb Trąby (domu Jordan Rozwadowskich), oraz orzełki wojskowe (takie jak na czapkach w latach 1919–1920) zjednoczonych „armii trzech Józefów” – orzełek wojsk „krajowych” królewiacko-galicyjskich, orzełek Armii Wielkopolskiej i orzełek hallerowskiej „Błękitnej Armii”. Wysoko umieszczone napisy niosłyby, w połączeniu z w/w herbami, informację: Generał Broni Tadeusz Jordan Rozwadowski 1866–1928, Gorlice 1915, Lwów 1918–1919, Warszawa 1920. Elementem całości byłyby grube ozdobne łańcuchy zawieszone na porządnych granitowych podstawach, okalające teren w najbliższym sąsiedztwie pomnika, jak to ma miejsce w przypadku innych pomnikowych obiektów.
Lokalizacja? Otóż jest w Warszawie miejsce, jedyne by tam ustawić wielki pomnik Rozwadowskiego – na Osi Saskiej! Na którym odcinku tejże Osi? Oczywiście przy Krakowskim Przedmieściu, z Pałacem Saskim w tle, czyli z gmachem Sztabu Generalnego, którego Generał był organizatorem i szefem… lecz wszyscy wiemy, że obecnie nie z żadnym gmachem ani pałacem, lecz z tą znaną powszechnie arkadą, jaka po nim pozostała, a pod którą znajduje się Grób Nieznanego Żołnierza. Pomnik stałby więc w osi obecnej ulicy Tokarzewskiego-Karaszewicza, pomiędzy Komendą Miasta a Hotelem Europejskim, przodem do Krakowskiego Przedmieścia, lecz o kilka metrów odsunięty od chodnika przynależnego do tej ulicy, tak aby przed pomnikiem utworzył się niewielki placyk. Takie usytuowanie omawianego tu obiektu nie będzie kolidowało z ruchem kołowym czy pieszym na Krakowskim Przedmieściu, ani na ulicy Tokarzewskiego-Karaszewicza.
Co do stylu, to tak usytuowany pomnik, jakiego wizję tu przedstawiamy, doskonale komponuje się ze swoim bezpośrednim, jak i dalszym otoczeniem, gdyż ta część Warszawy, pomimo zmian, jakie i tu przyniósł XX wiek, zachowuje nadal ów charakter, jaki miała w czasach generała Rozwadowskiego. Lecz to nie wszystko. Przecież w przełomowych letnich tygodniach 1920 roku nowosformowane ochotnicze pułki tędy właśnie defilowały przed żegnającą je i błogosławiącą Warszawą, w drodze na bliski już front. Szef Rozwadowski przerywał wtedy, trwającą bezustannie, swoją pracę dowódczą, przemierzał wraz z asystą Plac Saski, wymijając rozparty wtedy na jego środku, niedawno wybudowany, prawosławny Sobór Aleksandryjski z jego ogromną wieżą, i w tym właśnie miejscu, w którym chcemy mu postawić pomnik, salutował ciągnące Krakowskim Przedmieściem szły sławne wojska nasze, pośród nieustającej owacji niezliczonych rzesz warszawiaków i rodaków ze wszystkich ziem polskich. A wojska, zwykle po pożegnalnej Mszy św. odprawianej na Placu Trzech Krzyży, szły Traktem Królewskim, do Placu Zamkowego, Zapytany o to, co będzie, gdy wróg przekroczy Wisłę, odpowiadał pewnie i rzeczowo, że wtedy tego wroga „wystrzela się na Krakowskim Przedmieściu”dalej nieistniejącym dziś Nowym Zjazdem, przez prowizorycznie po wojennych zniszczeniach naprawiony Most Kierbedzia, na dworce kolejowe Pragi, też dopiero odbudowywane, i tam ładowały się do pociągów wiozących je na front. Lecz wkrótce wróg śmiertelny był już tak blisko stolicy, że na to aby do niego dotrzeć i się z nim zmierzyć, wystarczył tylko kilkugodzinny marsz. Generał zaś Rozwadowski, pełen niegasnącej nigdy wiary w zwycięstwo, trwał niezłomnie na swoim miejscu, tam właśnie, gdzie chcemy go widzieć na wyniosłym cokole pomnika, w siodle, w ostrogach i przy szabli. Zapytany o to, co będzie, gdy wróg przekroczy Wisłę, odpowiadał pewnie i rzeczowo, że wtedy tego wroga „wystrzela się na Krakowskim Przedmieściu”. Tak! I tam właśnie powinien generał Tadeusz Jordan Rozwadowski, jeden z największych wodzów, jakich Polska miała w swojej wielowiekowej historii, czuwać nad nami z wyżyn swojego pomnika!
***
Każdemu wolno pomarzyć. Przecież przeciwko takiemu pomnikowi i przeciw takiej jego lokalizacji podniesie się w dzisiejszej Polsce tysiąc rozmaitych głosów; każdy z nich będzie argumentował odmiennie, a argumenty ekonomiczne – że „przecież nas na to nie stać” – będą gromkie, lecz wcale nie najgłośniejsze. Warto przypomnieć, że przed laty na łamach Dwumiesięcznika „Acana” przedstawiono o wiele tańszy (w sensie dosłownym – ekonomiczny) projekt pomnikowy: powieszenie na warszawskim Grobie Nieznanego Żołnierza kolejnych tablic, z wyszczególnieniem większych bitew stoczonych przez „żołnierzy wyklętych”. I nic z tego celnego zamysłu jak dotąd nie wyszło.
Atoli, próbować trzeba. Gutta cavat lapidem…[kropla drąży skałę – przyp. red.] Tak na przykład Dowborczycy pozostają w czasach obecnych do pewnego stopnia „na cenzurowanym”, podobnie jak generał Rozwadowski. Wszelako społeczna inicjatywa odbudowy warszawskiego Pomnika Dowborczyka powiodła się, chociaż jego lokalizacja jest już nie taka jak przed wojną, i napis na cokole, zdaje się, też już nie ten. Niemniej, dziesiątki tysięcy ludzi przejeżdżających codziennie Alejami Jerozolimskimi i Mostem Poniatowskiego rejestrują wzrokiem obecność owego pomnika – żołnierza ze sztandarem i ze wzniesioną szablą – a odwiedzający Muzeum Wojska Polskiego, na którego dziedzińcu pomnik stoi, z natury rzeczy poświęcają mu już nieco więcej uwagi. Niektórzy z nich w wyszukiwarce internetowej wystukają hasło „dowborczycy”…
Dr Marcin Drewicz – historyk, publicysta. Ekspert z zakresu historii II Rzeczypospolitej.