Perswazja czy apetyt na zmiany

W „Arcanach” ukazał się tekst niezwykły. Drukiem nie widziany nigdy. Bo też pomysły na rozwój partii rzadko ogłasza się publicznie. Od czasu do czasu krążą one w zamkniętym obiegu, nie wpływając ani na realną politykę, ani na publiczną debatę. Ogłoszenie takiego tekstu drukiem w zasadzie zamyka jego „karierę” w sferze oddziaływania na decydentów. Rzadko kiedy autorzy podobnych koncepcji decydują się na taki krok. Uruchamia jednak coś nie mniej ważnego – oddziaływanie na szerszą publiczność. 

03.11.2011 8:57

Jeżeli traktować propozycję Jana Filipa Staniłki dosłownie – to proponuje on zmarnowanie czasu i energii na projekt, który nie ma prawa się udać. Jeżeli fakt ogłoszenia jego propozycji w „Arcanach” uznać za dowód, iż sam autor zdaje sobie sprawę z małych szans na wprowadzenie w życie zawartych tam postulatów – to warto poświęcić czas nie tylko na jego lekturę, ale także zastanowić się nad potencjałem mobilizacji, ukrytym w tekście.

Najważniejsze zalety tekstu Staniłki nie dotyczą zatem jego praktycznego wymiaru, jako gotowej do zastosowania koncepcji. Pierwszą z nich jest ukazanie opinii publicznej – przede wszystkim członkom i sympatykom PiS – możliwego kształtu tej partii i skonfrontowanie go ze stanem obecnym. Uświadomienie tej różnicy jest tym ważniejsze, że autor nie buduje wizji partii swoich marzeń, ale projekt, który w zasadzie odpowiada powszechnie głoszonym aspiracjom Prawa i Sprawiedliwości.

Drugi aspekt, który uważam za niezwykle istotny, polega na przedstawieniu zupełnie innych, niż stosowane powszechnie w mediach kryteriów oceny PiS. Staniłko uchyla pytania o przywództwo Kaczyńskiego i możliwą schedę po nim. Nie żąda porzucenia kwestii smoleńskiej. Odrzuca też zupełnie nieznośne moralizatorstwo, polegające na wybrzydzaniu na partyjne skandale, domagające się „postawienia na ludzi z czystą kartą”. Budowanie partii tak, jak gdyby występowała ona wyłącznie w konkursie fair play. Takie ujęcie – polegające na pragmatycznym zorientowaniu partii na cele państwowe – jest dziś nadal bardzo rzadkie, a w pokoleniu Staniłki na razie nieobecne.

Trzeci element związany jest z perspektywą, z jakiej tekst jest napisany. Mobilizuje on osoby podobne jego autorowi, nastawione na tworzenie programu rządzenia i – w perspektywie – rządzenie, a nie na wygodne urządzenie się w opozycji. Staniłko stawia przed tym segmentem dwa istotne zadania – zbudowanie pomysłów na politykę w rządzie oraz walkę o 10% wyborców centroprawicowych, dziś jeszcze popierających PO.

Sprawa jest o tyle ważna, że partia Jarosława Kaczyńskiego poniosła w wyborach samorządowych znacznie poważniejszą porażkę, niż to oceniano na podstawie wyniku procentowego. Jest nieobecna w zarządach województw i władzach największych polskich miast. A tam właśnie opozycja mogłaby zdobywać wiedzę i niezwykle cenne doświadczenie. Zauważmy bowiem, że PiS w większym stopniu przyciąga rówieśników Staniłki i chętniej niż PO powierzał im ważne stanowiska w instytucjach rządowych. Dziś nie tylko nie może dać im pracy, ale co więcej – nie daje im szansy przygotowania się do bardziej odpowiedzialnych stanowisk.

O ile zatem można wątpić w perswazyjne skutki tekstu – w tym jego wpływ na struktury partii (paradoksalnie największe szanse na uznanie może mieć wypowiedź Staniłki w oczach samego prezesa), o tyle decydujący może okazać się uruchomiony przez autora apetyt na zmiany. Wzmocnienie poczucia, że może być inaczej, że zmiana niewiele kosztuje, że uruchamia korzystne dla niektórych mechanizmy selekcji personalnej oraz ustanawiania politycznej agendy.

Co więcej, w warstwie merytorycznej trudno Staniłce postawić jakieś poważne zarzuty. Może najwyżej taki, że nie docenia komunikacyjnej i konsultacyjnej roli partii w warunkach rządzenia wielopoziomowego – roli jaką mogą odegrać nie istniejące połączenia między ośrodkiem lokalnym i wojewódzkim a Warszawą i Brukselą. Ale ta nowa rola nie została jeszcze uwzględniona w praktyce instytucjonalnej żadnej polskiej partii, więc i wina Staniłki – niewielka.

Ryzyko związane z propozycją Staniłki polega tylko na jednym – na dosłownym potraktowaniu jego propozycji i zredukowaniu jej do doraźnego pomysłu na naprawę PiS.

Partie jako strata czasu i ubytek obywatelskiej energii

Przez wiele lat byłem entuzjastą partii politycznych. Nie dlatego, że uwielbiałem ich trudne do polubienia sposoby funkcjonowania, ale dlatego, że wierzyłem, iż są jedynymi możliwymi nośnikami pożądanych zmian. W sensie strukturalnym – nie można było bowiem wierzyć ani w odziedziczone po poprzednim systemie elity urzędnicze, ani w medialno-ekspercki establishment Trzeciej Rzeczpospolitej. Partie zaś były potencjalnymi nośnikami „woli politycznej” wyrażanej przez ogół obywateli w wyborach. Od jakości nośnika – myślałem – zależy zatem bardzo wiele.

Rok 2001 wprowadził na scenę trzy nowe formacje, z którymi wielu obserwatorów wiązała spore nadzieje – PO, PiS i LPR. Mimo odmiennej genezy i kultury organizacyjnej wszystkie trzy stały się monocentrycznymi aparatami bezwzględnej rywalizacji słownej, pozbawionymi możliwości sensownej artykulacji stanowisk, blokującymi większość „funkcji nośnych” – zarówno w świecie idei, jak i interesów. Staniłko słusznie pisze o marnowanym przez PiS potencjale, jakim są drobni i średni przedsiębiorcy. Jednak wszystkie trzy partie przeoczyły innego sojusznika jakim są młodzi, wchodzący na rynek pracy profesjonaliści, potraktowani na krótko poważnie w latach 2003-2005, a potem porzuceni.

PiS dostrzegł ważną grupę interesu jaką są mieszkańcy coraz bardziej degradowanej w strategicznych planach PO prowincji, ale stało się tak w zasadzie dzięki osobistym zainteresowaniom prezesa i nie znalazło żadnego wyrazu w instytucjonalnym wysiłku partii, aby to spostrzeżenie przekuć na politykę. Partie niczego już dziś nie niosą ponieważ wewnętrzna artykulacja w ich obrębie stała się zajęciem ryzykownym. Lepiej pilnować swojej pozycji, podtrzymywać zależności klientelistyczne prowadzące w górę i w dół i uważać, żeby nie wylecieć z gry. Co więcej ten model partyjności został z zachwytem przyjęty przez media. Jest łatwy w obsłudze, nie wymaga żadnej wiedzy, a wywiad z każdym politykiem może prowadzić każdy niemal dziennikarz, zadając przewidywalny zestaw pytań.

Uważam zatem, że próba realizacji propozycji Staniłki naruszyłaby cały złożony zespół interesów w obronie którego staną nie tylko same partie, ich kierownictwa, ale także znaczna część ich klientów, a także media i ośrodki opiniotwórcze i te grupy interesów, które swoje modus operandi ufundowały na trwałym paraliżu polityki i polityczności. Co więcej sprzeciw wobec Staniłki będzie miał charakter kulturowy, a nie polityczny. Będzie oparty na zmowie nieuków i leniów wszystkich formacji i wszystkich grup zawodowych, których dobre samopoczucie narusza każda z proponowanych zmian.

Rok 2015

Jakkolwiek słuszna jest obserwacja Staniłki dotycząca regularności „cyklu politycznego” w Polsce, to pewnym problemem pozostaje jego natura. Sądzę, że poświęcenie większej uwagi temu zagadnieniu zaprowadziłoby nas nieco dalej niż prosta wyliczanka, choć może osłabiłoby perswazyjny wymiar tekstu. Istotą owej cykliczności jest z jednej strony pojawianie się w życiu publicznym nowego pokolenia, z drugiej zaś przejście od fazy bierności do fazy zainteresowania sprawami publicznymi w znaczących grupach społecznych. Fazy bierności – ostatnia ochrzczona przez Pawła Śpiewaka mianem „grillowania” – powodują nadreprezentację karierowiczów, ludzi, którzy w sprawach publicznych nie wychodzą poza sferę niskich pobudek osobistych. Powodują też nasilenie się praktyk klientelistycznych i obniżenie przejrzystości życia publicznego. Krytycyzm wobec władzy słabnie, poczucie, że jest nieźle stanowi alibi do tego, by koncentrować się na życiu prywatnym.

Jeżeli ta rekonstrukcja natury cykli politycznych jest trafna, to kolejny cykl przyniesie wejście do życia publicznego roczników z lat 80-tych, może nawet pierwszej połowy lat 90-tych. A ponadto – pewne ożywienie społeczne. Nie wiemy jednak wokół jakich spraw będzie się ono koncentrowało. O ile przełom roku 2004 był w istotny sposób wyposażony w idee konserwatywnej kontestacji Trzeciej Rzeczpospolitej, przejęte w istotny sposób przez PO i PiS o tyle dziś trudno wskazać na taki zespół przekonań. Obserwując bardzo uważnie tendencje ideowe i społeczne można dostrzec raczej możliwość ożywienia lewicowych wątków tradycji solidarnościowej (zniszczonych zupełnie po 1989 roku) niż spodziewać się wiosny tradycjonalistów czy konserwatywnych-liberałów.

Być może tekst Staniłki jest ważniejszym przyczynkiem do strategii tej części młodej elity intelektualnej, która dziś na sztandarach ma wypisany republikanizm niż dla samego PiS. Jest kwestią zdrowego rozsądku i umiaru fakt, że Staniłko swego tekstu nie ogłasza jako programu dla nowej, ale trudnej do wyobrażenia partii. Jednak gdyby dynamika społeczna spłatała nam kolejnego figla – sam projekt można natychmiast przepisać na nowo zmieniając nie tylko szyld, ale nadając projektowi znacznie wyższą klauzulę wykonalności. To za sprawą kilku ośrodków młodej prawicy – raczej intelektualnej niż parlamentarnej – rok 2015 może nie być rokiem straconym. Projekt naprawy PiS nie powinien być zatem postrzegany przez te grupy jako zadanie podstawowe.

Partie pod presją

Co więcej, mam zasadniczą wątpliwość, czy partie jako instytucje mocno uwikłane w kulturowe patologie (konformizm, klientelizm, blokada komunikacji), będą w roku 2015 mogły odegrać istotną rolę polityczną. Formalne bariery wejścia nowych ugrupowań mogą się okazać na tyle silne, że sposobem na realizację specyficznie państwowych celów, jakie stawia Staniłko, będzie jakaś inna polityczna technika.

Nie mam pomysłu na to, jakiego rodzaju fortel należy tu zastosować. Sądzę, że należy obserwować te grupy społeczne i instytucje, które mogą mieć interes w zmianach i są w stanie uruchomić największą dynamikę. Podpowiedzią może być fakt, że dwa kolejne etapy reform samorządowych w Polsce oparły swoje sprawcze zdolności na Komitetach Obywatelskich (pierwsza) i elitach samorządowych (druga). Podobnie efekt stworzenia IPN byłby zasadniczo odmienny, gdyby nie pojawiły się tam spójne pokoleniowo grupy historyków.

Drugi element, który w realiach najbardziej spontanicznej zmiany musi mieć miejsce, to nowe – zainteresowane w jej propagowaniu instytucje. Choć brzmi to paradoksalnie, najmocniejsze wsparcie dla rewolucji semantycznej 2003 i 2004 roku przyszło ze strony tabloidu „Fakt” i telewizji informacyjnej TVN 24. To pierwsze – musiało pozyskać czytelników nowym stylem pisania o polityce, a że trafiło akurat na rządy SLD, aferę Rywina to, chcąc nie chcąc umocniło PiS-owski dialekt krytyki postkomunizmu. TVN 24 zaś uznał, że nie może stracić okazji, jaką jest transmitowanie na żywo prac komisji rywinowskiej. Ktoś powie, że to kwestia przypadku. Niezupełnie, bo choć nie sposób tego zaplanować, to w trakcie przygotowywania zmian trzeba być szczególnie wyczulonym na sojuszników – choćby tylko taktycznych i nie do końca świadomych kierunku, w którym zmierzają.

Dynamika społeczna może rzecz jasna oddziaływać na partie – zmieniać proporcje poparcia dla nich, zmuszać je do zmiany strategii i dostosowywania się do nowych elementów agendy. Jeżeli ktoś zapytałby mnie czy wierzę w możliwość zmian w Platformie i PiS, to odpowiedź byłaby pozytywna, ale oparta nie na ich dynamice wewnętrznej, lecz na zmianie warunków rywalizacji. Mam nadzieję, że choć w sferze dosłownej Staniłko proponuje racjonalistyczną „reformę od wewnątrz”, to sam fakt, iż tekst ten trafił na biurka czytelników „Arcanów”, a nie decydentów w PiS – uruchamia scenariusz alternatywny „presji z zewnątrz”. Tu widziałbym szanse Staniłki i jego potencjalnych zwolenników. Zwłaszcza, że pierwsze wyzwanie brzmi obiecująco także dla tych, którzy partii tej nie lubią lub z PiS w jego obecnym kształcie nie wiążą już żadnych nadziei.

 

Rafał Matyja (ur. 1967 r.) – politolog i publicysta. Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego, od 2000 r. wykłada w Wyższej Szkole Biznesu – National Louis University w Nowym Sączu. Od 2008 Dziekan Wydziału Studiów Politologicznych. 


Ostatnie wiadomości z tego działu

Nowy podwójny 175-176 numer dwumiesięcznika ARCANA!

Nowy 174 numer dwumiesięcznika ARCANA!

Prenumerata dwumiesięcznika na rok 2024!

Nowy 173 numer dwumiesięcznika Arcana!

Komentarze (10)
Twój nick:
Kod z obrazka:


Sts Edward
27.11.2011 14:00

PIS nawet popełnił wielka gafe wóczas, gdy chciał prywaryzacji ogrodów działkowych. To jest dwa miony potencjalnych wyborców i kto ich poduscił do dakich działan aby toczyli walke o prywatyzacje wbrew opinii działkowców. Ja też straciłem nadzieje, że PIS wygra wybory. Widze światałko w tunelu w partii Z. Zobry. Niech stworza partie i zrobia wybory i ktoś nieskomprotowany wygra wybory. Ziobro jest swietny ale tyle pomyj na niego wylano, że byby wielki cud aby utrzymał przywództwo.

Świetlana
11.11.2011 10:40

Pewien odsetek działaczy partyjnych - to mogą być zwykli ludzie, którzy przede wszystkim chcą a) uniknąć bezrobocia (starsi), b) być zawodowymi politykami (raczej obojętne gdzie, bo politologia uczy "postpolityki"). Powinno się - dla dobra kraju - ułatwić takim ludziom (zwłaszcza z grupy a) znalezienie spokojnej, średnio płatnej pracy. Może zakładać punkty ksero, sklepy papiernicze, saloniki prasowe "okołopisowskie"? Robiliby coś podobnego jak teraz, w podobnym środowisku, a swoim zwątpieniem (nie warto się wysilać dla 1 % głosów; liczą się tylko media elektroniczne), lenistwem, małością nie sabotowaliby wtedy Sprawy.

Geozak43
06.11.2011 19:54

Dziękuję ,że zauważyłeś mój wpis.Myślę ,że nie zwróciłeś uwagi że ja mieszkam w USA na przedmieściach Chicago w wiosce o nazwie Palatine z 55 tys. mieszkańców.Wyjechałem z Polski 28 lat temu,odwiedzam Polskę czesto i juz mam wykupione bilety na maj 2012.Kocham Polskę ,jednak natura wędrownika nie pozwala mi usiedziec w jednym miejscu.Przodkowie zaczeli wędrówke do USA jeszcze w XIX wieku.Kocham również USA i uwazam ,że nie ma drugiego takiego kraju na świecie chociaz wielu lewaków usilnie pracuje aby zepsuc ten wspaniały kraj.Wracając do tych spraw o których wspomniałeś.Kochamy kraj czasem bardziej jak siebie i dlatego chcemy go zmienić na lepsze .Dlatego chcemy uczestniczyc czynnie i dlatego mamy ideę i program taki jaki uważamy byłby najlepszy i mógł byc zaakceptowany przez środowisko ludzi którzy chca z nami działać i są w stanie przekonać społeczeństwo aby poparli nas.Po przeanalizowaniu programów partii politycznych doszedłem do wniosku ,że najbardziej sensowny jest program PiS.Jednak struktura organizacyjna tej parti i poziom działaczy aparatu  nie daje najmniejszej gwarancji
,że w bliskiej przyszłości jest jakakolwiek szansa aby PiS miał szanse rządzić krajem.Mimo to Ja który widział na oczy i rozmawiał z legionistami nigdy w najśmielszych marzeniach nie przypuszczałem ,że duch niepodległościowy odrodzi się w Polsce i że będę słuchał i widział ludzi podobnych których komunistyczni zbrodniarze mordowali czyszczac z nich Polske w latach 1944 i 1949.Dlatego szokiem dla mnie był 10 kwietnia.Jednak tyle przybyło młodych i wspaniałych ludzi ,że mówię jest dobrze.Zwróce uwagę Ci na środowisko Fundacji Republikańskiej -wejdż na ich stronę internetową.Własnie Oni najbardziej oddaja idee Polski i społeczeństwa o jakim możemy marzyć.W dodatku te środowisko i ludzie działają praktycznie ,gdyz z samych gadek i pisania artykułów nie pójdzie sie do przodu.Mimo to uważam ,że Oni tez powinni bardziej zejść na ziemię.Radziłbym Ci zapisać sie do nich i wejśc w to środowisko.PiS ich politycznie przygarnął i prezes Fundacji Republikańskiej Przemysław Wipler dostał sie do Sejmu.Ten młody działacz ma potencjał juz ministra przemysłu a nawet wyżej.Ja postaram się opracować dla warunków w Polsce propozycje organizacji partii i jak zdobywać wyborców.Jednak na koniec radziłbym przeczytać książkę
naszego wielkiego Polaka ,Henryka Sienkiewicza pt.Notatki z podruży po Ameryce.Ta książka jest wciaz aktualna i można przepracować ją na obecne czasy.Pozdrawiam i przepraszam za długi tekst. 

Krzysztof Pasierbiewicz
05.11.2011 16:54

Szanowny Panie,

Napisał Pan m in. w komentarzu:
"Mam świadomość, że niewiele sam zdziałam, ale poczucie odpowiedzialności
za mój kraj nie pozwala mi powiedzieć passe, mimo, że ryzykuję karierą
naukową w Polsce (wciąż jestem adiunktem na uczelni polskiej) oraz robię
sobie wrogów wśród znajomych...".

W tym kontekście polecam Panu tekst pt. "Akademicy" i "Reformy" Tuska, który zamieściłem na Niezależnym Forum Publicystów Salon24 - patrz: http://salonowcy.salon24.pl/36...

Serdecznie pozdrawiam,
Krzysztof Pasierbiewicz

Lukasz Miroslaw
05.11.2011 16:37

Witam Szanownych Panów,

Jestem również, a może niestety społecznikiem, miałbym ochotę przelać swoją energię w wiadomym nam celu, ale kilka razy odbiłem się od ściany. Raz od dwóch posłów PIS w Warszawie, z kolei moja deklaracja do przystąpienia do struktur lokalnych, wrocławskich, złożona po 10 kwietnia, do dziś nie doczekała się odpowiedzi.

Pracuję teraz na uczelni szwajcarskiej, ale wciąż często bywam w Polsce. Cały czas śledzę polską scenę polityczną i udzielam się na portalach społecznościowych (głównie g+ oraz facebook) zadając kłopotliwe pytania i uwypuklając absurdy rzeczywistości. Mam świadomość, że niewiele sam zdziałam, ale poczucie odpowiedzialności za mój kraj nie pozwala mi powiedzieć passe, mimo, że ryzykuję karierą naukową w Polsce (wciąż jestem adiunktem na uczelni polskiej) oraz robię sobię wrogów wśród znajomych.

Bardzo podobała mi się propozycja stworzenia struktury oddolnej zorientowanej wg dwóch nurtów : wyborczego oraz programowo-kadrowego. Podpisuje się pod tą inicjatywą obiema rękami. Jednak doświadczenie mi mówi, że jak sami czegoś nie zrobimy, to nikt za nas tego nie zrobi. Wiele wspaniałych inicjatyw skończyło się na planach i słowach. Niestety jestem w gorącej wodzie kąpany, a jako prezes SME wiem, że jak działać to teraz.

Jeżeli słowa Panów nie były rzucone na wiatr, proponuję zacząć coś konkretnego, umocowanego w kraju, ze statutem i konkretnymi osobami/założycielami, którzy mają głowę na karku i mogliby stworzyć zręby takiej organizacji. Reszta osób później sama się dołaczy.

pozdrowiam serdecznie z Zurychu.

Krzysztof Pasierbiewicz
05.11.2011 14:16

Szanowny Panie,
W odpowiedzi na pański komentarz podałem mylny adres do mojego tekstu na Niezależnej.pl pt. "Bilans". Oto właściwy adres:
http://niezalezna.pl/17527-bil...

Jeszcze raz serdecznie pozdrawiam,
Krzysztof Pasierbiewicz

Krzysztof Pasierbiewicz
05.11.2011 12:52

Szanowny Panie,

 

Bardzo się cieszę, że jest już pierwszy komentarz do mojego
komentarza, a jeszcze do tego na tak zacnej witrynie jak Portal ARCANA.

 

Chcę wyraźnie zaznaczyć, że moim celem nie było broń Boże pognębienie
PISu, co mi z pewnością zostanie wytknięte, lecz zdetonowanie „bomby wstydliwej
prawdy”, co powinno wywołać, przynajmniej mam taką nadzieję, stosowną dyskusję na
szczeblach lokalnych, a także centralnych struktur Prawa i Sprawiedliwości.

Do dnia wyborów bezlitośnie obnażałem w moich tekstach wszystkie
draństwa pana Tuska i jego Platformy. Niejako przy okazji wspierałem PIS,
niestety, co ze wstydem przyznaję, przez wzgląd na wybory, trochę
bezkrytycznie. Ale w kampanii wyborczej to „normalna” praktyka.

 

Ale mleko się rozlało i PIS przegrał wybory po raz szósty z
rzędu. I nie ma co dłużej ukrywać, że Prawo i Sprawiedliwość przegrało dlatego,
że w jego szeregach zagnieździła się na dobre, że tak powiem „destrukcyjna
recydywa” posłów i działaczy, dla których trwanie w wiecznej opozycji okazało
się wygodną receptą na życie. Im wystarcza bycie posłem. A to niestety wyklucza
możliwość wygrania wyborów i przejęcia władzy w Państwie, nawet jak się ma za
wodza Jarosława Kaczyńskiego. Żeby wygrać, trzeba przede wszystkim działać. I
to nie samodzielnie, lecz we współpracy z coraz to nowymi ludźmi mogącymi
wnieść do strategii partii jakieś nowatorskie i ożywcze pomysły.

Niestety, lokalne struktury PIS zdają się od lat błogo pochrapywać
w beztroskim letargu. Gorzej, zdają się być hermetycznie zamknięte na nowych, rzutkich
i kreatywnych ludzi, w których upatrują zagrażającą ich stołkom konkurencję. Myślę,
że dzieje się tak dlatego, że tego rodzaju posłowie i podlegli im „szeregowi” działacze
po prostu nie chcą by PIS wygrał wybory. Mam na myśli „miernoty i pieczeniarzy”,
których tak właśnie nazwała pani profesor Jadwiga Staniszkis.  

 

Dlaczego tak się dzieje? Ano dlatego, iż wiedzą, że
ewentualna wygrana wiąże się z weryfikacją partyjnych „elit”, a więc
dopuszczeniem do głosu nowych ludzi z bardziej niż oni otwartą głową. Wiedzą,
że ich miernota w takiej konkurencji przegra.

Wiem to z doświadczeń osobistych, gdyż wielokrotnie
obserwowałem, że wielu lokalnych prominentów PIS zdaje się nie zauważać sprzyjających
im ludzi, sic! - także na ulicy.  

Także osobiście, miałem okazję się przekonać, że taka
postawa cechuje również prominentów PIS szczebla najwyższego, którzy zdają się
izolować Prezesa Jarosława Kaczyńskiego od elektoratu, co zresztą potwierdziła także
pani profesor Staniszkis.

Wydają się być całkowicie zamknięci na nowe pomysły i
konstruktywne rozwiązania, co wnoszę po mojej rozmowie z Wiceprezesem Adamem Lipińskim
na Nowogrodzkiej w Warszawie.

Ten stan rzeczy potwierdzają także liczne komentarze
Internatów dodane na moich blogach do tekstu pt. „Kaczyński i Ziobro??? Oto
jest pytanie???, który zamieściłem na Niezależnym Forum Publicystów Salon24 –
patrz: http://salonowcy.salon24.pl/35...

oraz do tekstu pt. „Bilans”, który zamieściłem na portalu
Niezależna.pl – patrz: http://salonowcy.salon24.pl/35....
Uważam, że te komentarze powinny być lekturą obowiązkową dla działaczy PIS
różnych szczebli.

 

Cóż więc robić w takiej sytuacji? Myślę, że przede wszystkim
dyskutować otwarcie na wszystkich możliwych forach i płaszczyznach. Trzeba mówić i pisać ze zdecydowaną pewnością siebie i
poczuciem racji, ale nie wyższości. Jak ognia unikać tonu mentorskiego, stronić
od tonów smutnych i śmiertelnie poważnych, bo drażni ludzi młodych. Trzeba
mówić i pisać językiem jak najprostszym, bo bardziej złożonych pojęć i terminów
coraz więcej Polaków po prostu nie rozumie. Trzeba używać częściej języka
młodzieżowego, również tego, który nas drażni. Trudno. Taki jest wymóg chwili.
Szkody naprawimy później. Należy unikać smutku i pesymizmu, bo to sprawia
wrażenie cierpiętnicze, co młodzi biorą za słabość.  

I trzeba Pisać! I to nie pięć, dziesięć czy
piętnaście artykułów, ale sto lub więcej rocznie. Dzień po dniu, miesiąc po
miesiącu, rok po roku. Trzeba wypracować jasny i przejrzysty program naprawy
Rzeczpospolitej, bo tu trzeba przeprowadzić coś na modłę narodowej dezynsekcji.
Doskonały przykład podał pan profesor Andrzej Nowak na spotkaniu z dziennikarzami
Pod Gruszką, przypomniawszy jak Gazeta Wyborcza rozrywała sprawę Jedwabnego
publikując setki artykułów w ciągu paru miesięcy.

A jest, o czym pisać, bo spustoszenia są ogromne.

A jak braknie zawodowych publicystów niech
piszą blogerzy, mamy przecież wielu uzdolnionych ludzi. Niedawno pisałem o tych
spawach szerzej w moim eseju pt. „Pieta polska, rządy Tuska i sposób na
pojednanie”

– patrz: http://salonowcy.salon24.pl/35...

 

Poza tym, nie można w dzisiejszych czasach bagatelizować
roli Internetu. I w tym miejscu, po raz pierwszy się nie zgodzę z panem
profesorem Andrzejem Nowakiem, który jest dla mnie największym z największych
autorytetem w sprawie troski o dobro Rzeczpospolitej.

Bo na ostatnim spotkaniu w „Klubie Wtorkowym” w krakowskim „Imbirze”
pan profesor w odpowiedzi udzielonej panu Jakubowi Maciejewskiemu stwierdził, iż
jego zdaniem Internet nie jest właściwą drogą do sukcesu, i że jedynie
spotkania „twarzą w twarz” są sensowną płaszczyzną dla wymiany myśli.

Otóż moje obserwacje wskazują, że na takie spotkania (Klub
Wtorkowy, Klub Gazety Polskiej itp.) przychodzi co tydzień kilkadziesiąt, w
porywach kilkaset ciągle tych samych osób. I choć założenia są szczytne i
szlachetne, a poruszane sprawy ważne i istotne, to jest to de facto mówienie przekonanych do przekonanych. Więcej, poruszane
sprawy kompletnie się nie przebijają do szerszego elektoratu. Przykro mi to mówić,
ale spotkania te przypominają mi czasem pogawędki towarzystwa wzajemnej adoracji,
których głównym, jeśli nie jedynym pożytkiem jest samozadowolenie uczestników.

Natomiast, z własnego blogerskiego doświadczenia wiem, że
tekst zamieszczony w Internecie, jeżeli jest interesujący i kreatywny, czyta w
pierwszym rzucie kilka set osób, które posyłają go dalej, w związku z tym
czytają go tysiące osób. A do każdego tekstu Internauci dodają wiele, czasami
bardzo ciekawych komentarzy. Obliczyłem, że teksty z moich blogów przeczytało
już grubo ponad pół miliona osób, które do nich dodały ponad trzy tysiące
komentarzy. Udało mi się również stworzyć taką formułę bloga, że w komentarzach
zupełnie nie ma wulgaryzmów.

 

W przypadku ludzi opozycji pokazujących się na
wizji trzeba się dostosować do najnowszej mody, bo w przeciwnym razie estetycznie
zniesmaczony telewidz odruchowo przestaje słuchać nawet najsłuszniejszych
racji. Dotyczy to również politycznych liderów. Niestety takie czasy. Nawet w
imię najwznioślejszych ideałów nie przeskoczymy ogólnie lansowanych trendów.
Choćby były naszym zdaniem głupie. Dlatego trzeba się modnie nosić i wiązać
sznurówki.

 

Szanowny Panie,

Muszę zacząć hamować, bo się trochę za bardzo
rozkręcam.

 

Moim zdaniem Pańskie uwagi na temat, co PIS
powinien zrobić, żeby przejąć władzę są nad wyraz interesujące i godne poważnej
dyskusji. W tym miejscu chcę podkreślić, że założenie Portalu ARCANA było
świetnym pomysłem, gdyż ten portal stał się forum umożliwiającym Polakom
swobodną wymianę myśli i poglądów poza wpływem i kontrolą polityków. A zasięg
tej wymiany myśli jest ogólnoświatowy, czego najlepszym przykładem jest Pan,
mieszkający w Chicago.

 

Jeszcze raz dziękuję za komentarz do mojego
komentarza i serdecznie Pana pozdrawiam,

Krzysztof Pasierbiewicz

Krzysztof Pasierbiewicz  

Geozak43
04.11.2011 18:50

Panie Krzysztofie -wpisałem się niżej Geozak 43,mieszkam w okolicach Chicago.To co Pan napisał podzielam  całkowicie.Gdy przyjechałem do Polski pierwszym samolotem po opadnięciu pyłu wulkanicznego po 10 kwietnia odwiedziłem w jednym z miast portowych biuro znanego Posła PiS-u.Jego nie było i przyjął nas pracownik biura jakis jego członek rodziny.Ludzie pchali sie do biura proponujac konkretną pomoc On to wszystko przyjmował ze stoickim spokojem.Mój kolega który ma zdolnosci społecznikowskie-działa w kółkach emerytów,jest we władzach ogródków działkowych,organizuje turnieje piłkarskie dla młodzieży oferował bezinteresowną pomoc i nawet nie odpowiedziano na jego telefon.Przecież to było może z 500 głosów i nawet więcej.W tym mieście zamknieto prawie wszystkie zakłady i PiS tam przegrywa wybory.Przejechałem Polskę na zachód od Wisły tam często w miasteczku 10 tys. mieszkańców jest jedna osoba podajaca sie za PiS i
w dodatku z nieaktualnym telefonem.Doszedłem do wniosku ,ze organizacyjnie PiS nie istnieje.Przychodzą wybory ,obwozi sie Prezesa
po paprykarzach,sala kongresowa machanie flagami -to dla mnie wszystko śmieszne.Ja też byłem wyrozumiały dla Prezesa jednak jak popatrzyłem na statut to typowa partia wodzowska która nigdy nie pokona partii władzy PO gdyż PiS nie otworzy sie na rózne ruchy społeczne.Przecież nie czarujmy się-wyborca PO to 600 tys urzędników,5.5 mln budżetówki,establiszment,i dodatkowo rodziny .Oni będą głosować na PO aby zachowac status quo i nie pomoże żaden kryzys gdyż będą się trzymać tego co mają.W moim wpisie podałem krótką receptę jak partia powinna byc zorganizowana w sposób prosty,demokratyczny i łatwy do rozliczania na każdym etapie pracy działaczy i umożliwiająca otwarcie na nowe środowiska.

Krzysztof Pasierbiewicz
04.11.2011 14:10

W ramach komentarza do niektórych z poruszonych przez Pana tematów zamieszczam tekst mojej notki, jaką zamieściłem przed paroma dniami na Niezależnym Forum Publicystów Salon24:

Europoseł Zbigniew Ziobro napisał list do Prezesa Jarosława Kaczyńskiego.
Rozgorzała dyskusja, czy Ziobro jest zdrajcą, czy reformatorem.

Tytuł główny mojej notki należy uzupełnić podtytułem: "Co powinno się zmienić w kontaktach między elektoratem a strukturami partyjnymi PIS różnych szczebli?". Nie ukrywam, iż liczę na to, że komentatorzy dadzą odzew na tak postawione pytanie.
 
Wybory za nami. PIS przegrał, SLD przepadło z kretesem, Platforma wyszła na swoje, PSL się przepchnął, a wygrał Palikot. Czas więcna podsumowanie.

Przed siedmioma miesiącami zdecydowałem się na założenie bloga.
Bezpośrednim powodem tej decyzji nie było wspieranie PISu, jak wielu niesłusznie uważa, lecz próba ratowania Polski przed katastrofą, do której moim zdaniem mogą doprowadzić rządy Donalda Tuska i jego Platformy.
Ale nie ma też co ukrywać, że niejako przy okazji, odwaliłem kawał solidnej roboty dla PISu, o czym, choć im to z trudem przechodziło przez gardło, mówili mi ze swoistym „poszanowaniem” nawet działacze Platformy.

W czasie siedmiu miesięcy zamieściłem na blogu 138 tekstów.
Ale nie statystyki są ważne. Najważniejszym jest to, że udało mi się stworzyć wokół mojego blogu coś w rodzaju „rodziny” szanujących się wzajemnie ludzi, których łączy współmyślenie w trosce o losy Polski i Polaków.

Krakowianie zauważyli z czasem moją działalność na blogu. Komentowali, plotkowali przy kawiarnianych stolikach, telefonowali, zaczepiali na ulicy, a im bliżej było do wyborów tym bardziej zajadłe były te dyskusje.
Szeregowi zwolennicy PISu gorąco mi dziękowali, a wielu mówiło, że drukują moje teksty i rozdają przyjaciołom i znajomym. Zaś sympatycy Platformy krytykowali mnie z furią, straszyli ostracyzmem, niektórzy się śmiertelnie obrazili, a ci z kręgów akademicko – biznesowo – „ideowych” popadli w stan nieskrywanej i niepohamowanej histerii.  
Moją działalność publicystyczną w Internecie zauważono także za granicą. Londyńska prasa drukowała moje artykuły, a Kluby Gazety Polskiej z Wiednia i Essen wielokrotnie dziękowały mi za teksty i zapraszały do siebie. Przysyłano mi zdjęcia i relacje z zebrań, na których kserowano moje artykuły celem ich rozkolportowania wśród tamtejszej Polonii.

Niestety, nie mogę tego samego powiedzieć o lokalnych prominentach PISu, którzy zdawali się nie zauważać mojej działalności. Żadnemu z nich nigdy nie przyszło do głowy by dać jakikolwiek wyraz aprobaty dla mojej działalności. Ani jednego życzliwego słowa. Całkowity brak reakcji. Kompletne i zamknięte na ewentualnych konkurentów désintéressement. Powiem więcej, wydake się, że im zdolniejsza jest osoba oferująca pomoc, tym mniejsza jest sznsa, że wygodnie usadowieni działacze partyjni jej na to pozwolą.

Powiem więcej. Kiedy starsi ludzie prosili by moje, co ważniejsze teksty przedrukowała prasa prawicowa, gdyż tyle o nich słyszeli lecz nie mają dostępu do Internetu, nie podjęto tematu. A gdy na prośbę tychże wysłałem do Gazety Polskiej kilka tekstów moim zdaniem ważnych dla wyborów, redakcja nawet nie raczyła odpowiedzieć. To samo się tyczy lokalnej prasy.

Dlaczego o tym piszę?
Bo ja Proszę Państwa się nie zraziłem i jak sami byliście świadkami walczyłem do końca. Niestety obawiam się, że w podobnych okolicznościach, wielu innych mogło się jednak zrazić.Proszę mnie dobrze zrozumieć. Ja się broń Boże nie uskarżam, bo moja działalność była z założenia altruistyczna. Tylko chciałbym powiedzieć bez ogródek, że partia, której struktury lokalne nie chcą dostrzec tych, którzy jej sprzyjają ma niewielkie szanse by wygrać wybory.

Sam Prezes Kaczyński nie uciągnie. Lokalne struktury PIS muszą się otworzyć na zaangażowanych ludzi z inwencją i pomysłami. Bo na dłuższą metę, kilku „użytecznych idiotów” nie załatwi sprawy.
Krzysztof Pasierbiewicz(nauczyciel akademicki)
Patrz również: http://niezalezna.pl/17527-bil...

Źródło oryginalne:
http://salonowcy.salon24.pl/35...

Geozak43
03.11.2011 21:58

Przeczytałem Pana tekst i Pana Staniłko.Obydwa nie do realizacji w sensownym przedziale czasowym i sprawy proste są mocno komplikowane.Ja patrze na te sprawy mieszkajac w USA.Nie mam czasu i miejsca aby rozpisywać się szczegółowo i postaram się wprosty sposób przestawić mój pogląd.Partia aby zdobyć władzę musi zdobyć wyborców i posiadać odpowiednia strukturę organizacyjną.Partia powinna być zorganizowana dwutorowo.Pierwszy tor to tor wyborczy którego głównym celem jest zdobywanie wyborców.Zaczyna się od męża zaufania w okręgu wyborczym.Iiość mężów zaufania zależy od ilości głosujacych na PiS W DANYM OKREGU i na jednego powinno przypadać od 500 do 1 tys wyborców.Pilnuje On swoje owieczki i powiększa cały czas stado.Na szczeblu powiatu jest szef mężów zaufania który koordynuje ich pracę i rozlicza z wyników.Tak idziemy wyżej przez okręg,województwo i kraj gdzie jest główny komitet wyborczy na czele z wiceprezesem do spraw wyborczych.Tak więc metody są wypracowane na wszelkie kampanie wyborcze a nie jak to obecnie raz taki czy inny przyboczny Prezesa.
Drugi tor to programowo- kadrowy i zaczyna się na szczeblu gminy,powiatów i tak dalej aż do władz krajowych gdzie nad programem czuwa wiceprezes.Tor programowo-kadrowy ma zadanie na każdym szczeblu opracować programy i wyszukiwać kandydatów których wybieralność gwarantuje sukces w wyborach.Kandydat identyfikuje sie z programem partii,ma uznanie i rzeczywiste dokonania w danym środowisku i umiejętność pracy w zespole.Kandydatów szuka się na różnych poziomach struktur.Obydwa tory ściśle współpracuja ze sobą jednak nie podlegaja sobie.ŁĄCZY ICH WSPÓLNY CEL WYBIERALNOŚC KANDYDATA.PROGRAM,I ILOŚĆ WCIĄŻ POWIĘKSZANYCH WYBORCÓW.
tAKA STRUKTURA PARTII POZWALA GRUPOWAĆ LUDZI O ZBLIŻONYCH IDEACH,TWORZYĆ FRAKCJE GDYŻ TYLKO RYWALIZACJA JEST ŻRUDŁEM POSTĘPU,WŁĄCZAĆ W DZIAŁALNOŚĆ W PIERWSZYM I DRUGIM TORZE RÓŻNE ORGANIZACJE SPOŁECZNE .Najważniejsza cecha to możliwość skutecznego rozliczania z wyników poszczególnych poziomów tych dwóch torów.Patrzy się ile przybyło w danym okręgu nowych wyborców,jak dobrzy byli kandydaci i jak zdali egzamin po ich wybraniu.
  Tak są zorganizowane obydwie partie w USA i nie wiem dlaczego sprawdzony model nie można przenieść na grunt Polski tylko wymyślacie abstrakcję oderwaną od ziemi.Ta struktura jaką zaproponowałem jest całkowicie odmienna jaką ma obecnie PiS KTÓRA PRZYPOMINA MI CECH Z CZASÓW ZMIERZCHŁEGO ŚREDNIOWIECZA I NIE NADAJE SIĘ KOMPLETNIE
aby pokonać partię władzy PO na którą będzie głosować 600 TYS. URZĘDNIKÓW,4.2 mln budżetówi oraz establiszment.Dodając ich rodziny
to jest cały wynik PO który nie ulegnie wielkim zmianom nawet gdyby kryzys zawitał.PiS MOŻE JEDYNIE POKONAĆ TĄ PARTIĘ PRZY POMOCY SZEROKIEGO RUCHU SPOŁECZNEGO CO UMOŻLIWIA STRUKTURA JAKĄ PRZEDSTAWIŁEM -CZYLI SKOŃCZYĆ Z PARTIĄ WODZOWSKĄ


Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy. Wszystkie opinie są własnością piszących. Ponadto redakcja zastrzega sobie prawo do kasowania komentarzy wulgarnych lub nawołujących do nienawiści.

Wyszukiwarka

Reklama

Facebook


Wszystkie teksty zamieszczone na stronie są własnością Portalu ARCANA lub też autorów, którzy podpisani są pod artykułem.
Redakcja Portalu ARCANA zgadza się na przedruk zamieszczonych materiałów tylko pod warunkiem zamieszczenia informacji o źródle.
Nowa odsłona Portalu ARCANA powstała dzięki wsparciu Fundacji Banku Zachodniego WBK.