Ostatni pomnik Stalina?

Azerowie, Gruzini, Ormianie, Rosjanie i Osetyjczycy – to tylko część złożonej mozaiki południowych krańców dawnego Imperium Rosyjskiego. Geopolitycy z całego świata zgodnie przyznają, że Kaukaz jest kluczowym terytorium dla państwa rosyjskiego, stąd poznanie tej układanki pozwoli nam zrozumieć nie tylko zaszłości historyczne, ale także wydarzenia ostatnich lat (np. wojnę gruzińsko – rosyjską z 2008 roku). Dla jednych mieszkańców Kaukazu Lech Kaczyński jest bohaterem, a dla innych – jako przeciwnik Kremla – jego śmierć była powodem do radości, zaś polska wiedza o Katyniu to „fałszywki”. Publikujemy tekst orientalisty Uniwersytetu Jagiellońskiego, profesora Andrzeja Pisowicza, który ukazał się w 98-99 numerze Dwumiesięcznika ARCANA.

13.05.2011 12:11

Pół wieku temu, w pierwszych dniach września 1961 roku, znalazłem się po raz pierwszy w stolicy sowieckiej wówczas Armenii, Erywaniu. Skończyłem właśnie cztery lata studiów orientalistycznych na Uniwersytecie Jagiellońskim (specjalizacja iranistyczna, a więc głównie nauka języka perskiego) i zabierałem się do drugiej specjalizacji: armenistyki.

Spodziewałem się znaleźć wśród Ormian wiele wspólnych z nami, Polakami, postaw. Bo przecież i oni i my cierpieliśmy „pod sowieckim jarzmem”, choć – oczywiście – w różnym stopniu, bo my mieliśmy formalną niezależność, odrębną walutę (choć ten termin raczej się odnosił do dolarów), własne znaczki pocztowe a nawet – własną (choć nie byłem tego całkiem pewien) armię.

Ten mój, przywieziony z Polski, wyimaginowany obraz Ormian jako „braci w opresji” stopniowo zaczął mi się komplikować. Bo z jednej strony nawzajem dobrze się rozumieliśmy (początkowo mówiłem tam po rosyjsku; z czasem zacząłem się wysławiać, choć, z trudem, po ormiańsku), ale z drugiej … No właśnie, zaczęły się pojawiać różne „ale”.

Chyba pierwszym zaskoczeniem był dla mnie ogromny napis na jednej z ulic Erywania. Napis „nielegalny”, typu graffiti. Był wykonany białą farbą i został zredagowany w języku rosyjskim, żeby miał większą, „wszechzwiązkową” moc (choć Rosjan było w Armenii zawsze bardzo mało). Litery układały się w zwięzłą konstatację: LENIN + STALIN = DRUZJA! Czyli: „Lenin i Stalin to przyjaciele” (oczywiście w sensie historycznym: „… byli przyjaciółmi”).

Oniemiałem. O cóż tu chodziło? Po chwili refleksji zrozumiałem. Autor (autorzy?) owego napisu (wymalowanego zapewne nocą, bo w dzień zaraz by tacy „malarze” zostali zgarnięci przez służby specjalne) chcieli dać wyraz swojemu oburzeniu wobec deklaracji ówczesnego genseka Nikity Chruszczowa, który w licznych wystąpieniach prezentował generalissimusa Józefa Stalina jako krwawego despotę, winnego śmierci i cierpień milionów niewinnych sowieckich ludzi, w tym prawych (w sensie: uczciwych) komunistów.

Większość Polaków przyjmowała te rewelacje pozytywnie: no, wreszcie ktoś na Kremlu powiedział prawdę! A prawda była siłą niszczącą ZSRS, które stanowiło imperium oparte na kłamstwie. To od chruszczowowskich lat pieriedyszki (czyli „zaczerpnięcia oddechu”) zaczął się powoli kruszyć sowiecki system opresyjny.

Dla ormiańskich autorów wspomnianych graffiti deklaracje Chruszczowa były … bezczelnym bluźnierstwem. Definicja: „Lenin + Stalin = druzja” była równoznaczna z oznajmieniem: „władza (aktualna) kłamie”. Mocna rzecz!

* * *

Pasmo Kaukazu widziane z przestrzeni kosmicznejJako student filologii ormiańskiej Erywańskiego Uniwersytetu Państwowego zamieszkałem w domu akademickim przy prospekcie (tzn. alei) Stalina pod numerem 52, niedaleko muzeum rękopisów o trudnej do wymówienia dla cudzoziemca nazwie Matenadaran (co można by oddać polskim słowem „książnica”). Muzeum zostało zbudowane zaledwie kilka lat wcześniej u podnóża pagórka „zwieńczonego” ogromnym pomnikiem Stalina. Mniej więcej połowa ogólnej wysokości 50 metrów przypadała na wyniosły postument. Drugą połową była sama figura twórcy potęgi ZSRR. Do czasu.

Następnego roku (1962) w październiku nastąpił tzw. „kryzys kubański”. Na ulicach Erywania nie czuło się napięcia, bo „Ameryka jest daleko”, a Armia Czerwona – niezwyciężona. Toteż nikt się w domu akademickim przy prospekcie Stalina specjalnie nie przejął zarządzeniem władz miejskich, które nakazały pewnego dnia, by nadchodząca noc została poświęcona przeprowadzeniu próby tzw. „sztucznego zaciemnienia miasta” (miało to być ćwiczenie obronne przeciwko ewentualnemu atakowi lotniczemu). We wszystkich domach Erywania należało wygasić światła na całą noc, a przedtem, już wczesnym wieczorem, szczelnie pozasłaniać okna kocami, tak by z góry żaden samolot (na razie tylko wyimaginowany) nie dostrzegł najmniejszej oznaki życia wielotysięcznego miasta. Wiązało się to z bliskim sąsiedztwem Turcji, kraju NATO-wskiego, reprezentującego wrogi obóz polityczny.

Pozasłanialiśmy kocami okna i, zgasiwszy o normalnej wieczornej porze światła, poszliśmy spać niczego nadzwyczajnego nie podejrzewając. To znaczy, nie domyślając się faktycznej przyczyny ogłoszenia tego niewinnego alarmu próbnego, jakim było zarządzenie o przeprowadzeniu „sztucznego zaciemnienia miasta”.

I dopiero rano okazało się, czemu tak naprawdę miało służyć owo zaciemnienie… Od figury Stalina dobrze widocznego nad Matenadaranem zwisały w dół, ku postumentowi, liczne grube kable. I wszystko stało się jasne: nocą jednostki wojskowe miały dokonać chronionej największą tajemnicą operacji … usunięcia pomnika Stalina, zgodnie z oficjalną polityką zacierania w ZSRR skutków „kultu jednostki”, jak eufemistycznie nazywano kult Stalina.

Ale erywański pomnik „wodza międzynarodowego proletariatu”, drugi pod względem wysokości w całym Związku Sowieckim, stawił niespodziewany opór techniczny. Saperom nie udało się przeprowadzić akcji w ciągu jednej nocy i dopiero następnego poranka (po całym dniu plotek o Gruzinach, którzy przyjechali z Tbilisi bronić swego idola) oczom mieszkańców stolicy Armenii ukazał się smutny widok pustego cokołu. Pomnik wodza został skutecznie wysadzony w powietrze zabijając przy tym, podobno, kilku żołnierzy. W ten sposób tyran, jaim był Stalin, zabijał ludzi jeszcze po swej śmierci (5 marca 1953 r.) ciężarem sypiących się z jego posągu kamieni.

Dalszym krokiem na drodze destalinizacji Erywania było przemianowanie prospektu Stalina na … prospekt Lenina (obecnie: Mesropa Masztoca, twórcy alfabetu armeńskiego), co pociągnęło za sobą różne komplikacje „korespondencyjne”, bo przedtem było już inna ulica Lenina, którą trzeba było znów jakoś godnie nazwać. W rezultacie listonosze mieli sporo kłopotów z doręczaniem listów, które nadchodziły do mieszkańców ulicy Lenina, bo nie wiadomo było, czy chodzi o starą trasę czy nową. W Polsce postępowano bardziej racjonalnie: ulice Stalina przemianowywano np. na ulice Frontu Jedności Narodu. I nie było żadnych dwuznaczności.

* * *

Woroszyłow, Mołotow, Stalin, JeżowWyżej wspomniałem o pierwszym „ale” (w postaci opisanych graffiti), które mi w Erywaniu zmąciło nieco nadzieje na znalezienie w Armenii przejawów pełnej tożsamości naszego, tj. Polaków i Ormian, stosunku do imperium rosyjskiego / sowieckiego.

Drugim „ale”, które mi ukazało ogromne (i głęboko uzasadnione historycznie!) różnice w tym zakresie, były rozmowy z ormiańskimi kolegami-studentami. Dowiedziałem się od nich, że poczynając od straszliwego dla całego ZSRS roku 1937 w ramach różnorakich represji władze „wyeliminowały” (eufemizm uzasadniony o tyle, że nie wszystkie ofiary czystek zostały zabite, część została wywieziona na Sybir) około 20 tysięcy przedstawicieli inteligencji ormiańskiej. Liczbę tę ujawniono w ramach chruszczowowskiej pieriedyszki (koniec lat 1950., początek lat 1960.). Zdumiony wysokością tej liczby (cała ludność Armeńskiej SRS liczyła wtedy około 2 milionów „obywateli”), pytałem mych kolegów, dlaczego tak spokojnie o tym mówią. Przecież pozbawienie narodu takiej liczby wykształconych ludzi to trudna do wyobrażenia katastrofa.

W odpowiedzi słyszałem wyjaśnienia mniej więcej następującego rodzaju. Przecież Stalin i jego aparat przemocy wszędzie (tzn. w każdej republice związkowej z Federacją Rosyjską włącznie) z jednakową siłą mordował ludzi lub skazywał na pobyt w syberyjskich łagrach. Ormiańskie dzieci, tak samo jak gruzińskie, wiedziały, że w szkole nie należy pytać o przyczynę nieobecności tego czy innego kolegi, bo mogła nią być zarówno grypa, jak i … nocna wizyta służb specjalnych, która się zakończyła wywiezieniem całej rodziny na zsyłkę.

Samo pytanie o kolegów było niebezpieczne. Doświadczyła tego np. zachodnioormiańska pisarka, Zabel Jesajan, która w 1926 r. tak się zachwyciła rzeczywistością sowieckiej Armenii, że w 1933 r. na stałe opuściła Paryż i zamieszkała w Erywaniu. W roku 1937 niebacznie zapytała na zebraniu literackim: „gdzie jest nasz kolega Czarenc?” (już aresztowany, wybitny poeta) i … zniknęła (zmarła w łagrze w 1943 r.).

* * *

Z czasem dowiedziałem się o ludobójstwie, którego ofiarą padła ogromna większość Ormian mieszkających w Turcji w czasie pierwszej wojny światowej. I zrozumiałem, że historyczne losy głównym wrogiem chrześcijańskich Ormian uczyniły wyznających islam Turków i Azerów (Azerbejdżan). Chrześcijańska Rosja w początkach XIX wieku stała się dla Ormian potężnym „północnym bratem”, których ich bronił (nie bezinteresownie, ale jednak faktycznie bronił) przed zagrożeniem tureckim. Uczucie sympatii do Rosji nie jest oczywiście w Armenii powszechne (i bezkrytyczne), ale jednak dominuje nad wrogością wobec turkojęzycznych (bo Azerbejdżanie mówią językiem bardzo bliskim tureckiemu) sąsiadów.

Mimo prorosyjskich sympatii dostrzegalnych w Armenii kult Stalina się tam nie zachował. Obecnie dość powszechnie Ormianie oskarżają go o oddanie w latach 1920. ormiańskiego Karabachu Azerbejdżanowi, przy jednoczesnym wyłączeniu spod armeńskiej jurysdykcji azerskiej enklawy na terenie historycznej Armenii: Nachiczewańska Republika Autonomiczna do dziś należy „na odległość” do Azerbejdżanu. Ta ewidentnie krzywdząca Ormian decyzja zemściła się po latach krwawym konfliktem armeńsko-azerbejdżańskim lat 1993–94.

* * *

Cchinwali, stolica OsetiiNatomiast gruntownie inaczej wygląda pamięć o Stalinie u drugiego narodu o prorosyjskich sympatiach, który – podobnie jak Ormianie – jest związany z szeroko rozumianym regionem gór Kaukazu. Armenia leży na południe od tych dzielących Europę od Azji gór, a Osetyjczycy (bo o nich teraz będzie mowa) zamieszkują północne i południowe stoki środkowej części rozległego, bo liczącego ponad 1100 km długości, pasma gór Kaukazu.

Północna Osetia (pod koniec lat 1990. nazwę tę wzbogacono o drugi człon: Alania), ze stolicą we Władykaukazie (nazwa rodzima: Dzaudżykau), należy do Federacji Rosyjskiej. Południowa (stolica: Cchinwali) po wojnie rosyjsko-gruzińskiej z sierpnia 2008 r. ogłosiła (z polecenia Kremla) niepodległość, choć formalnie należy, w opinii większości państw świata i ONZ, do Gruzji.

Osetyjczycy (dawniej znani w Polsce jako Osetyńcy) są potomkami starożytnych Scytów i Sarmatów, średniowiecznych Alanów, i mówią, w związku z tym, językiem z grupy irańskiej (której głównym reprezentantem jest perski, urzędowy język Iranu).

Jako orientalista zajmujący się językoznawstwem ormiańskim i irańskim odbyłem we wrześniu 2010 r. krótką podróż do Osetii Północnej – Alanii. Przez tydzień zbierałem tam materiały do nauczania w Instytucie Filologii Orientalnej Uniwersytetu Jagiellońskiego języka osetyjskiego w ramach programu studiów iranistycznych.

To właśnie w Osetii Północnej – Alanii, w górnej części rzeki Fiag-don (po osetyjsku don to „rzeka”; ten sam irański wyraz tkwi w nazwach takich rzek jak: Dunaj, Dniestr, Dniepr i Don) ujrzałem pomnik Stalina, kto wie, czy nie ostatni już na całym obszarze posowieckim, skoro nawet Gruzini zdecydowali się w roku 2010 na likwidację pomnika ich „wielkiego rodaka” w Gori. O kulcie Stalina w samej Gruzji sporo się można dowiedzieć z wydanej w 2010 r. książki Wojciecha Góreckiego (Wydawnictwo Czarne, Wołowiec) Toast za przodków (rozdział pt. „Ikona”).

Osetyjski pomnik Stalina z doliny Fiag-donu, przedstawiający samą tylko głowę generalissimusa dumnie wieńczącą parometrowej wysokości cokół, stoi w pobliżu zespołu rzeźb upamiętniających ogromny (procentowo jakoby najwyższy w byłym ZSRS) udział Osetyjczyków w Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej (1941–45). To ten naród poniósł największe, w proporcji do swej liczby, straty podczas drugiej wojny światowej. Symbolizuje to piękna rzeźba konia czekającego beznadziejnie, ze zwieszoną smutnie głową, na powrót swego pana-wojownika, który zginął na froncie walk z hitlerowcami i już na pewno nie wróci.

Tamże zamieszczona została tablica z licznymi nazwiskami najwyższych rangą oficerów sowieckich narodowości osetyjskiej, którzy oddali życie za uważaną przez nich za swoją, „radziecką ojczyznę”.

Chwilę zadumy nad owymi bohaterami (zginęli w obronie nie swojego imperium), mąci mi wypowiedź kierowcy samochodu, którym jechałem z Władykaukazu na górską wycieczkę doliną Fiag-donu w stronę Kazbeku, drugiego pod względem wysokości szczytu Kaukazu. Mężczyzna ów, podczas pikniku nad rwącym górskim potokiem odezwał się do mnie (jako Polaka) mniej więcej tak: „słusznie Pan Bóg ukarał śmiercią pod Smoleńskiem tego waszego prezydenta, bo on dawał broń Gruzinom przeciwko nam”. I dodał: „a jeśli Boga nie ma, to chyba się na Lechu Kaczyńskim zemścił duch Stalina”.

Nie była to zresztą jedyna odpowiedź tego rodzaju, jaką słyszałem w Osetii. Nobliwy profesor, którego nazwisko (jako redaktora naukowego) widnieje na wielu publikacjach z zakresu filologii osetyjskiej, zagadnął mnie pytaniem: „co Pan sądzi o Katyniu?” Kiedy odpowiedziałem, że czuję satysfakcję z powodu triumfu prawdy nad kłamstwem, zapytał ze zdumieniem: „i wierzy Pan w te fałszywki?” – „Jakie fałszywki?” – „No, przecież od dawna wiadomo, że polskich oficerów w Katyniu zabili Niemcy. A teraz nasi wrogowie wyprodukowali fałszywe pseudo-dokumenty, które mają zwalić winę za tamtą zbrodnię na Związek Radziecki.”

Inny profesor pokazał mi z dumą jeden z budynków uniwersyteckich we Władykaukazie: „Niech Pan patrzy na ten imponujący gmach! Powstał za czasów Stalina. Tak wtedy budowano, solidnie! Nie to co teraz: sama tandeta.”

Skąd się to wszystko bierze? Osetia skansenem stalinizmu? Od wielbiciela Józefa Wisarionowicza Dżug(h)aszwilego otrzymuję broszurkę pt. Kto ty, Stalin? Autorami są Osetyjczycy: G. Kodalajew i Cz. Bagajew. Oryginał tekstu tej książeczki został napisany po osetyjsku jako polemika z gruzińskim korespondentem moskiewskiej „Prawdy”, Georgijem Lebanidze, który w numerze tej gazety z dnia 1 września 1988 r. kategorycznie twierdził, że Stalin był Gruzinem.

G. Kodalajew i Cz. Bagajew przyznają, że matka Stalina była faktycznie Gruzinką, ale jednocześnie podkreślają jego osetyjskie, po ojcu, pochodzenie. Stalin podobno umiał nawet trochę mówić po osetyjsku, choć jego językiem ojczystym (czy może lepiej byłoby powiedzieć: macierzystym) był, jak powszechnie wiadomo, gruziński.

Oryginalny tekst obu osetyjskich polemistów (którzy napisali to, co w Osetii zawsze uważano za pewnik: „Stalin to nasz, nie Gruzin”) przetłumaczono na język rosyjski i pod wyżej wspomnianym tytułem (Kto ty, Stalin?) wydano w 1995 r. w stolicy Osetii Południowej – Cchinwali (tej gruzińskiej formy Osetyjczycy unikają, mówiąc: Cchinwal).

We wstępie do wymienionej broszurki cytowany jest fragment artykułu z gazety „Młodzież Osetii” (nr 2 z 17 maja 1995 r.), w którym jest mowa o sondażu przeprowadzonym wśród czytelników tej gazety. Sondaż miał wyłonić „najbardziej wpływową osobowość w dziejach ludzkości”. Jego wynik był następujący: „pierwsze miejsce podzielili Generalissimus ZSRR Stalin i twórca religii chrześcijańskiej Jezus Chrystus” (str. 3–4). Dalej cytowana gazeta pisze: „Z jednej strony, pierwsze miejsce Stalina można objaśnić ogromną miłością mieszkańców Cchinwali do swego rodaka, z drugiej jednak strony, jego wysoka popularność może kogoś oburzyć, ponieważ w ostatnich czasach niektórzy historycy z Bożej łaski bez wstydu mieszają Stalina z błotem. Ale nie powinniśmy zapominać o tym, że głos narodu nie ulega niczyim wpływom, innymi słowy: wyraża prawdę.”

Dalej autorzy wspomnianej tu broszurki przyznają wprawdzie, że Stalin popełnił „poważne błędy”, ale stopniowo odzyskuje „swój autorytet w oczach narodu i ponownie zajmie swoje miejsce w historii” (str. 4).

Przerażające zdania? Na pewno tak. Ale starajmy się zrozumieć Osetyjczyków. Jest ich około 600 tysięcy, a więc dziesięć razy mniej niż Ormian (jeśli uwzględnić ich liczną diasporę) i prawie siedemdziesiąt razy mniej niż Polaków (również wliczając to Polonię zagraniczną). O Polakach, m.in. dzięki Janowi Pawłowi II i Lechowi Wałęsie, wiedzą bardzo liczni mieszkańcy naszego globu. O Osetyjczykach słyszało znacznie mniej. A chyba każdy człowiek chciałby, by jego naród był w świecie znany nie tylko najbliższym sąsiadom. Jaki entuzjazm wywołują na przykład na własnym terenie sukcesy sportowców z mniej znanych krajów świata! Toteż trudno się dziwić, że nawet postać tak „kontrowersyjna” (dla nieznających historii) jak Stalin jest zawłaszczana dla potrzeb ideologii narodowej. Nawet „jeśli popełniał błędy” (a któż ich nie popełnia?), to przecież miał ogromny autorytet, był niemal nadczłowiekiem (godnym czci!), dokonał wielkich czynów (zmiażdżył potęgę hitlerowskich Niemiec). I wreszcie: „jego się bano”.

Taki punkt widzenia wolno nam oczywiście oceniać negatywnie. Cóż to za autorytet oparty na strachu? Ale trzeba pamietać, że w całej Rosji, której Osetia Północna – Alania wciąż jest małą cząstką, przez dziesiątki lat bardzo wielu ludzi narzekających na biedę i brak swobód obywatelskich rekompensowało sobie te niedostatki świadomością, że „nas wsie bojatsia” („nas wszyscy się boją”).

I tu gruntownie się chyba różnimy. Przypuszczam, że dla wielu Polaków autorytet Piłsudskiego był oparty nie na tym, że „jego się bano”, ale raczej na tym, że to „on się nie bał” wrogów.

Dopatruję się też poważnej różnicy między naszą tradycją oceniania władców według kryteriów moralnych a starą orientalną tradycją traktowania panujących (ludzi przecież) jako … części przyrody (dziś powiedzielibyśmy: „środowiska naturalnego”).

Moi ormiańscy rozmówcy sprzed pół wieku często zdawali się uważać Stalina (a także jego poprzedników takich jak Czyngis-chan czy Tamerlan) za siłę podobną do wulkanu, powodzi czy trzęsienia ziemi. „Prawem” władcy było w Azji sianie śmierci tak, jak „prawem” huraganu (którego nikt przecież nie wini „osobowo”) było nieść zniszczenie. Sami władcy też zresztą często uważali, że im wolno więcej niż zwykłym śmiertelnikom. Ale tu akurat europejscy władcy nie różnili się od azjatyckich.

* * *

Grupy językowe na KaukaziePod koniec pobytu we Władykaukazie zostałem zaproszony do jednej z średnich szkół na lekcję języka osetyjskiego. Po lekcji wygłosiłem (oczywiście po rosyjsku, bo o języku osetyjskim mam tylko teoretyczne wiadomości) do młodzieży apel, by zachowywali swój język ojczysty, ponieważ jest zagrożony: na ulicach miasta rzadko się go słyszy.

Od dyrekcji szkoły otrzymałem w prezencie m.in. grubą encyklopedię (w języku rosyjskim) pt. Osietija i osietiny (drugie wydanie z roku 2009). Autor, Kazbek Czelechsaty, zamieszcza na stronach 877–880 materiały dotyczące genealogii Stalina.

Podobnie jak autorzy wspomnianej wyżej broszury Kto ty, Stalin? autor encyklopedii osetyjskiej przytacza różne rozsiane w prasie sowieckiej i w literaturze pięknej aluzje do osetyjskiego pochodzenia Stalina, a także cytuje (za gazetą „Sowietskaja Rossija” z 13 marca 1988 r.) pean Churchilla na cześć swego sowieckiego rozmówcy z Jałty. Churchill napisał m.in. tak: „gdy [Stalin] wkraczał na salę konferencji w Jałcie, wszyscy, jak na komendę, podnosiliśmy się z miejsc i, o dziwo, z jakiegoś powodu stawaliśmy na baczność”. W rosyjskim tekście mamy tu charakterystyczny idiom: „…[wsie my] dierżali ruki po szwam”. Nie wiedziałem, że Churchill stawał przed Stalinem na baczność. Jeśli to prawda, to wiele by to tłumaczyło …

Zastanawiam się nad tym osetyjskim wątkiem w biografii Stalina (nawet gdyby miał się odnosić tylko do Wisariona Dżughaszwilego jako człowieka, który dał Stalinowi nazwisko). Myślę, że o osetyjskich sympatiach Stalina świadczy sam fakt utworzenia w 1922 r. na terenie Gruzji Autonomicznego Obwodu Południowo-Osetyjskiego (aktualna „niepodległa” Republika Osetii Południowej). Faktu tego Gruzini chyba nie akceptowali z radością, bo Osetyjczyków uważali (zgodnie z prawdą) za względnie nowych osiedleńców, którzy przekroczyli od północy grzbiet Kaukazu dopiero po najeździe mongolskim w XIII wieku.

Bez poparcia Stalina chyba nie doszłoby do powstania Autonomicznego Obwodu Południowo-Osetyjskiego, co w roku 2008 miało doprowadzić do pełnego wyrwania tego terytorium spod kontroli władz rządzących w Tbilisi. Nic dziwnego, że Osetyjczycy czują wdzięczność wobec swego rodaka (?), który określił granice ich państwa, choćby tylko częściowo autonomicznego.

 

P.S. Z wydanej w ostatnich tygodniach książki Iwony Kaliszewskiej i Macieja Falkowskiego Matrioszka w hidżabie. Reportaże z Dagestanu i Czeczenii (Wydawnictwo Sic!, Warszawa 2010) dowiaduję się, że w domu kultury w dagestańskiej wsi Czoch wmurowane jest „popiersie Stalina” (str. 36), które miejscowy człowiek nazywa „pomnikiem” (str. 37). A więc sprawa pozostaje otwarta. Pytajnik umieszczony po tytule niniejszego artykułu ma swoje uzasadnienie.

 

Kraków, 22 stycznia 2011

 

Autor jest cenionym orientalistą, znawcą języka ormiańskiego, autorem licznych prac na ten temat.


Ostatnie wiadomości z tego działu

Nowy podwójny 175-176 numer dwumiesięcznika ARCANA!

Nowy 174 numer dwumiesięcznika ARCANA!

Prenumerata dwumiesięcznika na rok 2024!

Nowy 173 numer dwumiesięcznika Arcana!

Komentarze (2)
Twój nick:
Kod z obrazka:


I tried to search 六四 iaegms in Yahoo HK tonight, the result seems back to normal, same as I search
23.12.2014 16:08
I tried to search 六四 iaegms in Yahoo HK tonight, the result seems back to normal, same as I search in Yahoo US. Maybe have pressure and need to release for a moment.Anyways, need to keep monitor and disclose its immoral behavior to public.
Mchojnowski5
23.06.2011 7:52

Zcwelowany naród,niestety.


Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy. Wszystkie opinie są własnością piszących. Ponadto redakcja zastrzega sobie prawo do kasowania komentarzy wulgarnych lub nawołujących do nienawiści.

Wyszukiwarka

Reklama

Facebook


Wszystkie teksty zamieszczone na stronie są własnością Portalu ARCANA lub też autorów, którzy podpisani są pod artykułem.
Redakcja Portalu ARCANA zgadza się na przedruk zamieszczonych materiałów tylko pod warunkiem zamieszczenia informacji o źródle.
Nowa odsłona Portalu ARCANA powstała dzięki wsparciu Fundacji Banku Zachodniego WBK.