Czy Henryk Skwarczyński poznał zabójcę Piotra Jaroszewicza?
Skwarczyński w swojej książce posłuszny jest wskazówkom Alfreda Hitchcocka – funduje zaraz na samym początku trzęsienie ziemi, a dalej doprowadza napięcie do zenitu. Piotr Jaroszewicz był przez całą Gierkowską Dekadę premierem PRL, zamordowanym w niewyjaśnionych dotąd okolicznościach w 1992 roku. Autor książki twierdzi, że poznał w USA zabójcę, który opowiedział mu całą historię – ciemne karty biografii komunistycznego dygnitarza, sposób jego zabicia, a także bez wahania wskazał, który z wpływowych polityków (żyjący i znany do dziś) był zleceniodawcą mordu...
Książka ma formę dialogu Autora z tajemniczym zabójcą. Napisana jest wartkim językiem, bez zbędnych szczegółów, z precyzyjnym ułożeniem faktów. Morderca sam miał zgłosić się do Skwarczyńskiego, by ujawnić jeden z największych sekretów młodej III RP. Ale opowieść o Jaroszewiczu dotyczy nie tylko jego samego – obaj rozmówcy zgłębiają przeszłość i mentalność wielu znaczących osobistości. Leszek Miller, Aleksander Kwaśniewski, Wojciech Jaruzelski, Edward Gierek, Jerzy Urban i wielu, wielu innych prominentów przewijają się przez karty tej historii w zatrważającym kontekście. Co o nich wie morderca? Jaka jest jego przeszłość, że poznał tak dokładnie ich życiorysy? Dlaczego ich szczerze nienawidzi?
Opis pogrzebu Piotra Jaroszewicza, na którym pojawili się zarówno zabójca, jak i zleceniodawca, jest majstersztykiem psychologicznego portretu zbiorowego. Czytając ten fragment nie tylko widzimy bohaterów ówczesnej polityki, ale i zaglądamy w głąb ich umysłów, zdajemy się słyszeć ich myśli. Okazuje się jednak, że ich odczucia są skrajnie odmienne, co wiąże się z rozbieżnymi interesami czerwonej kliki. Przeciętny zjadacz chleba nawet nie mógłby sobie wyobrazić, co kryje każdy ze smutnych przyjaciół Jaroszewicza, pokornie stojących nad trumną byłego premiera.
Książka „Jak zabiłem Piotra Jaroszewicza” opisuje znacznie więcej osób, niż tylko grono kierownictwa komunistycznej partii. Zaledwie 120 stronicowa lektura stanowi jakby PRL w pigułce. Kilka opowiedzianych tu wątków w zaskakujący sposób splata się ze sobą. Wielcy tego świata, których nazwiska zapisane będą w podręcznikach najnowszej historii, a także bezimienni zwykli ludzie, wplątani w tę potężną sieć historii – ich losy wiele mówią o naturze ludzkiej, a przede wszystkim o naturze komunizmu.
I pojawia się podczas czytania tylko jeden dylemat – czy wierzyć tej całej treści, jakże nieprawdopodobnej, ale jakże dokładnie i wiarygodnie opisanej? Pisarz ma prawo do tworzenia fikcji literackiej, nawet wtedy, gdy przysięga prawdomówność. Można więc tę serię politycznych sensacji i tajemnic potraktować jako literaturę fantastyczną, choć – trzeba przyznać – uwiarygodnioną talentem pisarza i obfitością w szczegóły, a także trafnością psychologicznych osądów. Jednak kiedy człowiek już oswoi się z myślą, że to może być tylko polityczna bajka, że takie rzeczy nie maja prawa się zdarzyć w rzeczywistym świecie, Autor na ostatniej stronie zupełnie wytrąca czytelnika ze spokojnej lektury i pozostawia mu w głowie trwożliwe, retoryczne pytanie... Czyli to jednak prawda?
Jakub Maciejewski
Henryk Skwarczyński, Jak zabiłem Piotra Jaroszewicza?, Wydawnictwo Arcana, Kraków 2009, ss. 123